MNIEJSZOŚCI NARODOWE I MIGRACJE
PYTANIA I ODPOWIEDZI
Po co zajmować się mniejszościami? W Polsce nie ma przecież mniejszości.
Choć mniejszości narodowe i etniczne w Polsce nie są zbyt liczne, to jednak są obecne w życiu publicznym, a ich liczba może wkrótce istotnie wzrosnąć. W ostatnim Narodowym Spisie Powszechnym tylko 1,23% respondentów podało inną narodowość niż polska, a ponad 2% nie podało żadnej narodowości. Trzeba jednak podkreślić, że wielu przedstawicieli mniejszości deklaruje swoją narodowość jako polską, natomiast pochodzenie (o które nie pytano w spisie) jako rosyjskie, żydowskie, ormiańskie czy romskie. Dla przykładu — tylko 1100 osób zadeklarowało narodowość Żydowską, choć do organizacji mniejszości żydowskiej w Polsce należy ponad 5000 osób. Niezależnie od ich liczebności lewica jest zobowiązana, by pamiętać o mniejszościach, jako że stosunek do mniejszości wyznacza jakość demokracji.
Po co zajmować się mniejszościami? Lewica powinna zajmować się problemami ekonomicznymi, a nie etnicznymi.
Problemy etniczne i ekonomiczne są powiązane. W wielu krajach zachodnich różnice klasowe pokrywają się z rasowymi. Z kolei doświadczenie Republiki Weimarskiej uczy, że politycy bardzo często wykorzystują nienawiść etniczną, by zmobilizować masy w sytuacji kryzysu.
Dlatego też dziś musimy uświadamiać Polakom, że przyczyną ubóstwa są zjawiska globalizującej się gospodarki i zła polityka neoliberalnego państwa, a nie zagrożenia ze strony „obcych”.
Prawica wzbudza niechęć do Niemców, Rosjan czy Żydów po to, by zdobywać zawiedziony transformacją elektorat. Lewica musi pokazać, że sytuacja zawiedzionych nie poprawia się od nacjonalistycznych poczynań prawicy.
Czy to prawda, że w Polsce nie ma problemu mniejszości, ponieważ Polska była zawsze krajem tolerancyjnym?
Rzeczywiście w zamierzchłej historii Polska stała się schronieniem dla wyganianych z Hiszpanii, Niemiec czy Anglii Żydów. Jednak w XIX i XX wieku Polacy okazali się znacznie mniej gościnnym narodem. Liczne pogromy, dyskryminacja w prawie wszystkich zawodach i dwuznaczna postawa władz państwowych zmusiły wielu Żydów do emigracji. Polscy Ukraińcy byli również dyskryminowani w II RP, która „polonizowała” Ukrainę z większą gorliwością, aniżeli Niemcy „germanizowali” Polaków pod koniec XIX wieku. W zasadzie jedyną formacją, która w historii zawsze hołdowała tolerancji i wielokulturowości, była polska socjaldemokracja skupiona w PPS.
Czy to prawda, że Polska ma z imigrantami same problemy?
W ciągu ostatnich lat nie zaobserwowano w Polsce żadnych znaczących incydentów wywołanych przez imigrantów. Przeciwnie, to imigranci (Ingusze, Czeczeni, Afrykańczycy) padają ofiarą polskiej skrajnej prawicy, która wszczyna bójki na tle rasistowskim. Przybywający do Polski imigranci z Wietnamu są dobrze zintegrowani z polskim społeczeństwem — kończą polskie szkoły i uczelnie. Imigranci rozwijają polską gospodarkę, szczególnie rynek usług.
W Polsce nie ma pracy dla Polaków, to po co nam jeszcze obcokrajowcy?
W wyniku integracji z UE dla Polaków otworzyły się rynki pracy w innych państwach — w Irlandii, Wielkiej Brytanii czy Szwecji. Dlatego też swoistą sprawiedliwością byłoby otwarcie naszego rynku pracy dla obywateli biedniejszych państw. Pracownicy z innych krajów wzbogacają naszą kulturę — czy ktoś może sobie wyobrazić ulice warszawskich miast bez wietnamskich czy arabskich barów?
Po co przyjmować imigrantów? Imigranci nigdy nie przystosują się do naszej kultury, będą tworzyć enklawy, w których może wylęgać się terroryzm i przestępczość.
To, czy imigranci przystosują się do polskiej kultury, zależy tylko od nas samych. Jeśli stworzymy im godziwe warunki pracy i mieszkania, a jednocześnie znajdziemy w sobie uznanie dla różnorodności kulturowej — wówczas imigranci zintegrują się z Polską. Jeśli z murów znikną swastyki, a w polskich szkołach pojawią się lekcje religioznawstwa zamiast religii — wówczas imigranci będą mogli uznać Polskę za swój dom. Wtedy z pewnością wyjdą poza swoje enklawy, które istnieją tak długo, jak tylko świat zewnętrzny nie daje poczucia zrozumienia i bezpieczeństwa.
Dlaczego „poprawność polityczna” nie pozwala na stwierdzanie oczywistych faktów, jak np. że Murzyni mają niższy iloraz inteligencji?
„Oczywiste fakty” bardzo często wynikają z dyskryminacji. Jak dowodzą badania psychologiczne, ludzie padający ofiarą niekorzystnego stereotypu mają w efekcie gorsze wyniki w nauce. Kobiety i czarni, których uświadamiano o negatywnym stereotypie ich grupy, wypadali na egzaminie gorzej od tych, którzy w czasie egzaminu nie myśleli o tym stereotypie. Co więcej, znane nam metody pomiaru ilorazu inteligencji mierzą głównie kompetencje właściwe kulturom europejskim — Azjaci czy Afrykańczycy wypadają w nich gorzej, choć w innych testach inteligencji (mierzących kompetencje właściwe innym kulturom) wypadają znacznie lepiej od Europejczyków.
Dlaczego mniejszości narodowe domagają się dla siebie szczególnych przywilejów?
„Mniejszości niesłusznie domagają się dla siebie przywilejów” — ta formuła to nieszczere zastosowanie ideału równości. Często — nie tylko w przypadku mniejszości narodowych — wskazuje się na wyobrażone niedogodności, jakie miałaby znosić większość w związku z przyznaniem praw mniejszościom. Np. przyznanie praw osobom homoseksualnym miałoby godzić w poczucie normalności heteroseksualnej większości, stanowiąc tym samym jej „dyskryminację”. W tym przypadku oczekiwanie równych praw przedstawia się jako bezpodstawne żądanie „przywilejów”. Tymczasem grupy mniejszościowe, które są z definicji słabsze i mniejsze, potrzebują niekiedy specjalnych praw właśnie w imię równości. Odmawianie im tego równałoby się domaganiu się ich marginalizacji. Często zresztą są to te same prawa, które przysługują większości, i to w formie okrojonej. Prawo do nauczania we własnym języku oznacza tylko kilka lub kilkanaście godzin tygodniowo. Prawo do dwujęzycznych nazw i urzędów jest stosowane tylko lokalnie.
Jak może istnieć antysemityzm, skoro nie ma Żydów?
Antysemityzm może istnieć w krajach, w których nie ma Żydów. Dowodzi tego chociażby popularność „Protokołów mędrców Syjonu” w dzisiejszej Japonii czy niechęć do Żydów w średniowiecznej Anglii. Politycy posługują się antysemityzmem, by zdobyć poparcie polityczne. Dla tych wszystkich, którzy w wyniku transformacji ustrojowej utracili pracę i kontrolę nad własnym losem, Żydzi stali się łatwym wytłumaczeniem. Wiara w istnienie spisku skierowanego przeciw Polakom daje im złudzenie zrozumienia złożonych procesów gospodarczych. Znacznie łatwiej przecież obarczyć za ubóstwo Żydów aniżeli skomplikowany i bezosobowy rynek światowy. Poza tym występuje zjawisko „judaizacji” przedmiotu nienawiści — to, co budzi niechęć, nazywane jest „żydowskim”, nielubiani politycy nazywani są „Żydami”. W ten sposób w kulturze i świadomości zbiorowej po raz kolejny koduje się antysemickie odruchy.
Jak można zarzucać Polakom antysemityzm, przecież Polacy ratowali Żydów i zachowywali się godnie w czasie II wojny światowej.
Zachowania Polaków w czasie II wojny światowej były bardzo zróżnicowane. Polska socjaldemokracja aktywnie włączyła się w ratowanie Żydów — Henryk Sławik czy Irena Sendlerowa symbolizują masowe uczestnictwo PPS-owców w akcji ratowania Żydów. Polscy komuniści intensywnie współdziałali z podziemiem żydowskim — żydowskie oddziały walczyły u boku Armii Ludowej i Gwardii Ludowej. Polska prawica ma historię bardziej dwuznaczną. Wielu Żydów wspomina, że w czasie wojny najbardziej bali się kontaktu z oddziałami AK i NSZ, które w wielu regionach mordowały Żydów z równą gorliwością jak Niemcy. Z drugiej strony polskie państwo podziemne założyło komórkę ratującą Żydów — Żegotę, w której wspólnie działali socjaliści i chrześcijańscy demokraci.
Jak można dziwić się antysemityzmowi, przecież Żydzi nigdy nie byli lojalni wobec Polski? Po wojnie instalowali tu komunizm i pracowali w organach bezpieczeństwa.
Żydzi padali ofiarą dyskryminacji w międzywojennej Polsce (numerus clausus na uczelniach, zakaz pracy w wielu instytucjach państwowych), dlatego swoje nadzieje często wiązali z radykalną lewicą, która dawała obietnice świata bez dyskryminacji. Gdy jednak popatrzymy na odsetek komunistów wśród Żydów przed wojną, to był on bardzo niewielki. Żydzi zdecydowanie chętniej popierali socjaldemokratyczny Bund, PPS czy organizacje syjonistyczne. Po wojnie zwracano uwagę na żydowskie pochodzenie członków aparatu komunistycznego, aby wykazać jego obcy charakter, a niechęć do władzy spleść z odruchem antysemickim. Należy jednak pamiętać, że Żydzi stanowili nadal tylko niewielki procent nowej władzy i nie współpracowali z nią jako przedstawiciele narodu czy religii żydowskiej. Byli to Żydzi spolonizowani lub zrusyfikowani.
Liczny udział osób pochodzenia żydowskiego w opozycji demokratycznej, postawa w czasie kampanii wrześniowej czy w wojnie polsko-bolszewickiej udowadniają, że Żydzi byli lojalnymi obywatelami Polski. To raczej Polska okazywała się wobec nich niewdzięczna.
Czyż nie jest podejrzane, że Żydzi zawsze ukrywają swoją tożsamość i nie chcą przyznać się do swojego pochodzenia?
Po doświadczeniach Holokaustu wielu Żydów boi się publicznie okazywać swoją przynależność religijną czy narodową. Pamiętają oni, że za przyznanie się do żydostwa groziły im represje — nie tylko ze strony Niemców, lecz również ze strony Polaków, którzy po wojnie mordowali Żydów powracających do swych domostw. Po 45 latach intensywnej polityki asymilacyjnej prowadzonej przez PRL wielu Żydów utraciło swoje tradycje i religię. To zatem polski nacjonalizm (międzywojenny i peerelowski) ponosi winę za to, że dziś Żydzi boją się przyznawać do swego pochodzenia.
O co tyle hałasu? Nie ma problemu polskiego antysemityzmu, istnieje natomiast poważny problem żydowskiego antypolonizmu.
Wielu Żydów wyjeżdżało z Polski po nasilających się kampaniach antysemickich — po mordach na Żydach w 1946 roku, po wystąpieniach antysemickich w 1956 roku czy po marcowej nagonce w 1968 roku. Najstarsze pokolenie żydowskich emigrantów z Polski pamięta przedwojenny antysemityzm i dyskryminacje. Jaki zatem obraz Polski mieli oni przekazać swoim dzieciom i wnukom? Wielkim zadaniem dla polskiej lewicy jest przekonanie Żydów na całym świecie, że Polska się zmieniła, a najmłodsze pokolenie Polaków nie podziela antysemickich poglądów ich dziadków i pradziadków.
Czy nie dość już nieuzasadnionych roszczeń żydowskich?
Dość nieuzasadnionych jakichkolwiek roszczeń. Jeśli jednak zamierzamy oddawać majątki Polakom, którzy utracili je w czasie okupacji hitlerowskiej bądź w PRL, wówczas musimy oddać je wszystkim obywatelom polskim, a zatem również Żydom. Nie możemy wprowadzać rasistowskich kryteriów i oddawać mienie zagrabione tylko Polakom-katolikom. Jeśli już decydujemy się na restytucję mienia — to musi ona obejmować również Żydów. Jako lewicowcy powinniśmy jednak odrzucać jakiekolwiek idee restytucyjne — przekazywanie mienia państwowego czy komunalnego spadkobiercom prywatnych właścicieli kłóci się z naszym rozumieniem sprawiedliwości społecznej.