Krytyki Politycznej Przewodnik Lewicy — Idee, Daty i Fakty, Pytania i Odpowiedzi

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna

BARDZO PROSIMY O DRUKOWANIE DWUSTRONNE! :)

RÓWNY STATUS KOBIET I MĘŻCZYZN

WSTĘP

Początki idei równouprawnienia kobiet i mężczyzn sięgają drugiej połowy XVIII wieku. Stanowi ona rozwinięcie myśli europejskiego oświecenia, tradycji indywidualizmu, racjonalizmu i liberalizmu, gdzie podstawową wartością jest prawo jednostki do samorealizacji i wolności. Pierwsi zwolennicy emancypacji dostrzegali szansę dla kobiet w oświeceniowej wizji społeczeństwa, wskazując, iż nie ma podstaw, by za jednostkę uznawać tylko mężczyznę, a kobietom odmawiać praw i uniemożliwiać rozwój (Wollstonecraft, Mill, autorki Deklaracji z Seneca Falls — patrz: Daty i fakty).

Myśl liberalna otworzyła zatem przestrzeń do negocjowania równości płci i do dziś główny nurt debaty dotyczącej równouprawnienia odwołuje się do kategorii liberalnych (obecnie jest to język praw człowieka). Jednak kluczowy dla tej tradycji podział na prywatne i publiczne nie jest neutralny z perspektywy płci. Tradycyjnie to mężczyzna jest autonomicznym podmiotem funkcjonującym w sferze publicznej, a kobieta pozostaje częścią rodziny, która rządzi się innymi prawami. W sferze publicznej praca wymienialna jest na prestiż, władzę i pieniądze, zaś w sferze prywatnej wszystko ma sankcję uczuciową, działa się z miłości, dobroci, instynktownie. Ta asymetria ma bardzo namacalne skutki: wystarczy spojrzeć na statystyki dotyczące płac, awansu społecznego itp. Wyżej ocenia się prace wykonywane przez mężczyzn niż te wykonywane przez kobiety — także wówczas, gdy wymagają tego samego przygotowania czy wysiłku lub gdy zajęcie kobiece wiąże się z większą odpowiedzialnością. Praca hydraulika okazuje się więcej warta niż wysiłek kogoś, kto opiekuje się dzieckiem lub chorym. Nie przypadkiem ten ktoś zwykle bywa kobietą, a praca, którą wykonuje, wydaje się nam... kobieca. Wizja kobiecości jako naturalnej skłonności do poświęceń, rezygnacji z własnych celów i opiekuńczości przekłada się na niskie pensje pielęgniarek, skandalicznie małe zasiłki na dzieci, społeczne przyzwolenie na przemoc w rodzinie czy niepłacenie alimentów, czy wreszcie na wysokość kobiecych emerytur.

Chociaż więc korzenie idei emancypacji kobiet tkwią w liberalizmie, nowoczesny feminizm pozostaje z liberalizmem w pewnym napięciu, a czasem sporze.

Pierwszy problem to fakt, iż centralny dla liberalizmu podział na prywatne i publiczne często działa przeciw kobietom, wykluczając je de facto z przestrzeni, w której obowiązują prawa jednostki. Właśnie dlatego dopiero w pierwszych dekadach XX w. kobiety zdobyły prawo głosu w większości zachodnich demokracji; dlatego dopiero w ostatnich dekadach zaczęto powszechnie uznawać przemoc seksualną i przemoc w rodzinie — wykroczenia, które dotyczą sfery intymnej, prywatnej — za poważne przestępstwa. Jedno z kluczowych haseł tzw. drugiej fali feminizmu (lata 60. i 70. XX w.) brzmiało: „Prywatne jest polityczne”.

Drugi kłopot dotyczy uniwersalizmu, czyli myślenia „neutralnego płciowo”. Tradycyjne wyolbrzymianie różnic między płciami często prowadzi wprost do wykluczenia kobiet ze sfery publicznej (np. w imię ochrony szczególnej kobiecej roli przez wiele dekad odmawiano kobietom praw wyborczych; współczesny przykład to przedłużanie urlopów macierzyńskich, które sprawiają, że kobiety tracą szanse na rynku pracy). Jednak równość płci to coś więcej niż równe traktowanie rozumiane jako traktowanie identyczne. Prawdziwa równość wymaga wzięcia pod uwagę różnic; rzekomy obiektywizm często w praktyce okazuje się perspektywą silniejszego. Krótko mówiąc, nie różnimy się tak bardzo, jak chcą tego konserwatyści, jednak nie ma sensu różnicom zaprzeczać; trzeba działać tak, by różnice nie przekładały się na niesprawiedliwość.

W społeczeństwie patriarchalnym uniwersalizm okazuje się często androcentryzmem (uprzywilejowaniem męskiej perspektywy). Wielowiekowa tradycja każe nam odruchowo traktować fizjologię i potrzeby mężczyzn jako normę, zaś doświadczenie typowe dla kobiet jako pewne odstępstwo i problem. Rynek pracy nie jest pomyślany dla osób, które zachodzą w ciążę i wychowują dzieci. Kobiecą fizjologię traktuje się jako przeszkodę czy kłopot, a nie naturalną sytuację dotyczącą połowy z nas i wymagającą wkładu całego społeczeństwa (urlopów wychowawczych dla obojga rodziców, tanich przedszkoli, bezpieczeństwa pracy dla matek itp.). Nawet to, że tylko kobiety karmią piersią, nie musi prowadzić do ich wykluczenia z rynku pracy (można organizować opiekę nad dziećmi w miejscu pracy, stworzyć warunki dla karmiących matek itp.). Równouprawnienie wymaga, by rodzicielstwo było z jednej strony chronione, a z drugiej — by było wyborem. Dlatego prawa reprodukcyjne — edukacja seksualna, dostęp do antykoncepcji, prawo do aborcji — należą dziś do kanonu praw człowieka. Jednocześnie są to prawa kobiet, bo to one zachodzą w ciążę i ponoszą większość kosztów związanych z tą sferą życia. Stąd hasło „Prawa kobiet prawami człowieka”.

Aby w spójny i klarowny sposób myśleć o równym statusie płci, trzeba mieć świadomość ogromnego ciążenia tradycji i gotowość do jej kwestionowania. Czasem trzeba zakwestionować pozornie neutralny podział na sferę prywatną i publiczną (np. prawo musi wkroczyć do sfery prywatnej, aby chronić ofiary przemocy w rodzinie), a w innych kwestiach należy pamiętać o prawach kobiet jako jednostek (np. ograniczanie praw reprodukcyjnych wiąże się z przekonaniem, że rozrodczość kobiet stanowi niejako własność społeczną, zaś prawo do antykoncepcji i aborcji w wielu krajach wywodzono z prawa jednostki do prywatności).

RÓWNOŚĆ PŁCI A LEWICOWOŚĆ

Kwestia relacji między lewicą a feminizmem pozostaje sporna. Lewica nie ma z pewnością monopolu na dążenie do równouprawnienia płci. Idea równości — często definiowanejjako odmienność równie cennych ról — pojawia się też po prawej stronie sceny politycznej (również wewnątrz rozmaitych religii, w tym także Kościoła katolickiego). Istnieje jednak charakterystyczny dla lewicy sposób pojmowania tego problemu — uwaga, jaką poświęca się kategorii pracy i problemowi wyzysku.

Z perspektywy lewicowej można powiedzieć, że kobiety stanowią grupę społeczną, która jest w sposób systemowy wykorzystywana czy wręcz eksploatowana, bo wykonują nieodpłatnie pracę na rzecz innych. Fryderyk Engels (Pochodzenie rodziny) uważał, że władza mężczyzn nad kobietami jest wynikiem męskiego monopolu w sferze własności prywatnej, i przewidywał, że nierówność zniknie wraz z własnością. Dla wielu feministek marksistowskich kluczowe znaczenie ma jednak nie tyle sam fakt istnienia własności, ile systematyczne pomniejszanie wartości pracy kobiet: zarówno zarobkowej, jak i tej wykonywanej w sferze prywatnej. Można się spierać, czy praca domowa kobiet powinna być wynagradzana, czy też powinno się zmierzać do sytuacji, w której przestanie ona należeć do kobiet (np. wprowadzając obowiązkowe urlopy ojcowskie czy ucząc chłopców gotowania i sprzątania). Społeczeństwo, które zmierza do równości płci, musi zmierzyć się z rażącą niesprawiedliwością — ok. 80% prac domowych pozostaje jednej płci, a wysiłek ten można przeliczyć na dodatkowy miesiąc w roku (kosztem snu, wolnego czasu, samorozwoju, awansu w pracy).

Idea równouprawnienia jest fikcją, jeśli rozpatrywać ją w oderwaniu od lokalnych i globalnych realiów ekonomicznych. W najlepszym wypadku staje się kolejną wygodą dla kobiet z warstw (i krajów) uprzywilejowanych — ich emancypacja oznacza po prostu, że funkcje opiekuńcze przejmują za marne pieniądze kobiety ubogie, a w ostatnich dekadach imigrantki. Mówi się wręcz o globalnym transferze tradycyjnej roli kobiecej z krajów biednego Południa do bogatej Północy w postaci masowej migracji kobiet z Trzeciego Świata i krajów postkomunistycznych. Aby utrzymać własne rodziny, opuszczają je na długie lata i zatrudniają się jako nianie i służące w krajach, gdzie doszło do wyzwolenia kobiet.

W równości płci chodzi nie tylko o interes kobiet jako grupy, ale także o kondycję całego społeczeństwa. Niska ranga całej sfery opiekuńczej prowadzi do kryzysu szkolnictwa i opieki zdrowotnej, a pośrednio do załamania demograficznego. Można powiedzieć, że kobiety w Europie strajkują dziś na masową skalę: mając możliwość wyboru, rezygnują z macierzyństwa lub rodzą po jednym dziecku dlatego, że praca, jaką jest wychowanie następnego pokolenia, jest nisko ceniona. Odpowiedzią prawicy na tę sytuację jest ograniczenie wyboru kobiet; odpowiedź lewicy to likwidowanie niesprawiedliwości, czyli z jednej strony dowartościowanie sfery opiekuńczej, a z drugiej systematyczne włączanie do niej mężczyzn.

Wrażliwość na nierówności wynikające z płci należy do żelaznego zestawu myśli lewicowej. Nierówność płci to po prostu jedna z wielu systemowych form niesprawiedliwości, z którymi nowoczesna lewica stara się walczyć. Jest to jednak niesprawiedliwość o tyle trudna do usunięcia, że uświęcona tradycją i głęboko zakorzeniona w ludzkich umysłach. W kwestii kobiecej stereotypy trzymają się szczególnie mocno, bo funkcjonują na prawach prawdy objawionej, naukowej, zdroworozsądkowej.

POLSKA SPECYFIKA

W spadku po minionej epoce zostało nam też pewne niefortunne, ośmieszające skojarzenie między prawami kobiet a absurdami PRL — powiedzmy, że jest to efekt Seksmisji. Polscy politycy często ulegają tej presji, traktując kwestie równouprawnienia z żartobliwym lekceważeniem, pragnąc zachować tak istotny w sferach władzy status prawdziwego mężczyzny. Ta atmosfera daje poczucie pewnej bezpiecznej swojskości, zarazem jednak oddala Polskę od standardów europejskich.

Nie chodzi tu jednak tylko o obyczaje, ale także o model gospodarczy. Rozwiązania równościowe często wymagają zakwestionowania modelu neoliberalnego, który w Polsce uznaje się niemal za oczywisty. Równość płci leży w długofalowym interesie całego społeczeństwa (choćby z przyczyn demograficznych). Jednak tak jak w przypadku ochrony środowiska interes społeczeństwa niekoniecznie przekłada się na zysk konkretnych przedsiębiorstw. Nowoczesne państwo powinno bronić kobiety przed „niewidzialną ręką rynku”, np. gdy ta przybiera widzialny kształt szefa seksisty, który uważa dyskryminowanie kobiet za swoje święte prawo. Istnieje też problem charakterystyczny dla wielu państw postkomunistycznych, a mianowicie problem przywilejów z poprzedniej epoki, które w warunkach rynkowych działają na niekorzyść kobiet, a mimo to nadal postrzegane są jako pewna wartość (np. niższy wiek emerytalny, powszechnie uważany w Polsce za kobiecy przywilej, przekłada się na dużo niższe emerytury).

Jednak najistotniejszym elementem polskiej specyfiki jest kulturowe i polityczne ciążenie tradycji katolickiej z jej patriarchalizmem, idealizacją kobiecego poświęcenia i wrogością wobec praw kobiet (szczególnie praw reprodukcyjnych). Problem jest o tyle trudny, że wbrew deklaracjom o rozdziale Kościoła od państwa katolicyzm stał się jedynym źródłem moralności uznawanej przez państwo za zgodną z polską tradycją (laickie czy liberalne w dyskursie prawicowym znaczy tyle co niepolskie). W okresie po 1989 r. do głównego nurtu debaty publicznej wprowadzono kategorie mające sens wyłącznie na gruncie religijnym, zastępując nimi określenia neutralne, język potoczny czy terminy medyczne. Dotyczy to przede wszystkim kwestii prawa do aborcji: mówi się: „życie nienarodzone” (zamiast: „płód”, „ciąża”, „embrion”); „poczęcie” (zamiast „zapłodnienie”); „cywilizacja śmierci” (zamiast „prawa reprodukcyjne”). Strategią lewicy powinno być w tej kwestii przede wszystkim pilnowanie języka, czyli świadomy opór przeciw przesuwaniu definicji rzeczywistości na prawo. Warto konsekwentnie podważać prawomocność języka kościelno-prawicowego, a przede wszystkim samemu posługiwać się językiem równości i praw człowieka: nie zastępujmy określenia „kobieta w ciąży”, słowem „matka”; protestujmy, gdy przeciwnicy prawa do aborcji określają się jako „obrońcy życia”.

Problem nierówności można interpretować w kategoriach czysto politycznych (rozgrywki partyjne, presja Kościoła katolickiego), jednak warto wziąć pod uwagę także ciążenie odleglejszej historii i miejsca płci w polskiej wyobraźni patriotycznej. Ogromne znaczenie ma nakładanie się na siebie trzech symbolicznych postaci: Matki Polki, Matki Boskiej i Polonii (Polski przedstawionej alegorycznie jako kobieta). Jak pisze Maria Janion: „[w] ciągu ostatnich dwustu lat panowania romantyzmu przedstawiano Polskę-kobietę jako alegorię, symbol, mit. Ciało ojczyzny to przeważnie było ciało cierpiące, udręczone, nieszczęśliwe — skuwane łańcuchem, zakuwane w dyby, spychane do grobu, nawet krzyżowane. Umierała na naszych oczach, wiadomo było jednak, że zmartwychwstanie”. (Rozstać się z Polską, „Gazeta Wyborcza”, 01.10.2004).

W ostatnich latach prawa realnych kobiet wielokrotnie składano na ołtarzu patriotyzmu, niejako ofiarowując je Polsce, wyidealizowanej kobiecie symbolicznej. W procesie integracji z Unią Europejską to właśnie prawa kobiet (zwłaszcza restrykcyjna ustawa antyaborcyjna) pozostawały tą sferą, która miała nas od reszty Europy odróżniać. Zabieg ten należy do repertuaru nacjonalistycznej prawicy nie tylko w Polsce, a rolą nowoczesnej lewicy jest nie poddawać się szantażowi moralnemu i nie dopuścić do utrwalenia wizji, w której prawa kobiet są sprzeczne z patriotyzmem.