LGTB. PRAWA MNIEJSZOŚCI SEKSUALNYCH
WSTĘP
Kwestia równouprawnienia mniejszości seksualnych to jeden z ważniejszych tematów podejmowanych w ramach walki o emancypację kulturową i obecnie dotyczy nie tylko homoseksualistów/tek, ale całej społeczności LGBT — lesbijek, gejów, biseksualistów, transseksualistów.
Według rozmaitych szacunków od kilku do kilkunastu procent ludzi charakteryzuje się popędem seksualnym ukierunkowanym przede wszystkim na własną płeć. Bez względu na to, czy uważa się to za cechę wrodzoną, czy nabytą we wczesnym dzieciństwie, stanowi ona trwały wymiar tożsamości i nie ma przekonujących dowodów na to, że można ją zmienić. Przez wieki w naszej kulturze zachowania homoseksualne uważne były za grzeszne i godne potępienia, później zaś także za chorobę. Obecnie w przeważającej większości krajów nie są one karane, homoseksualizm zniknął też z międzynarodowej klasyfikacji chorób. Głównym problemem stało się równouprawnienie. Mimo to osoby o innej orientacji seksualnej wciąż spotykają się ze słabszymi lub silniejszymi uprzedzeniami oraz dyskryminacją.
Inna orientacja seksualna uznawana jest przez lewicę za indyferentną moralnie, a więc niemogącą w jakimkolwiek stopniu wpływać na ocenę osoby ludzkiej. Zachowania takie nie są ani grzeszne, ani sprzeczne z naturą. Za dyskryminację mniejszości seksualnych uznajemy wszelkie ograniczenia w dostępie do pracy, sfery publicznej i politycznej, szacunku społecznego i uprawnień przysługujących osobom i parom heteroseksualnym. Szczególnie ważne są tu postulaty legalizacji związków jednopłciowych oraz przyznanie prawa do adopcji dzieci. Celem działań antydyskryminacyjnych jest doprowadzenie do sytuacji, w której osoby takie pod żadnym względem nie będą traktowane odmiennie od pozostałych. Szczególnie ważnym narzędziem jest tutaj edukacja, zaczynająca się od przedszkola. Powinna ona być nakierowana na zwalczanie uprzedzeń oraz powinna ułatwiać osobom o innej orientacji budowanie własnej tożsamości seksualnej.
W Polsce w okresie międzywojennym temat homoseksualizmu podjęła liberalna lewica, poruszali go w swoich publikacjach Tadeusz Boy-Żeleński i Irena Krzywicka. Ujednolicone w 1932 r. polskie prawo nie penalizowało seksu między mężczyznami, co było wówczas rzadkością w skali światowej. Pierwsze próby wprowadzenia tematu emancypacji mniejszości seksualnych zostały przerwane przez postępującą pod koniec lat 30. faszyzację kraju i wybuch wojny. W obozach koncentracyjnych homoseksualistów oznaczano różowym trójkątem, naziści wykorzystywali w tym celu stare niemieckie prawo, czyli słynny Paragraf 175 zakazujący „nienaturalnych aktów płciowych”. Po wojnie nie przyznawano im odszkodowań, a sam Paragraf 175 został utrzymany zarówno w prawodawstwie RFN, jak i NRD.
W PRL temat homoseksualizmu nie istniał w przestrzeni publicznej jako osobna kwestia, miłość i seks między ludźmi tej samej płci były przypisywane zgniliźnie moralnej panującej na Zachodzie.
W latach 80. postulaty coraz silniejszych zachodnich ruchów gejowsko-lesbijskich zaczęły przenikać do Polski, w popularnych pismach pojawiły się wówczas pierwsze teksty dotyczące homoseksualizmu, zaistniał także problem HIV/AIDS. Odpowiedzią władzy na nieśmiałe próby organizowania się była operacja „Hiacynt” przeprowadzona przez Milicję Obywatelską przy współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w 1985 roku. Na polecenie gen. Kiszczaka odbyła się ogólnopolska akcja mająca na celu rejestrację homoseksualistów. Zatrzymywanych mężczyzn przesłuchiwano, zakładano im kartotekę i szantażem skłaniano do współpracy.
Wraz z przełomem ustrojowym 1989 roku sytuacja osób homoseksualnych zmieniła się, zaczęły powstawać organizacje pozarządowe, kluby, pisma, ukazało się szereg książek. Symbolem zmian było nowe słowo „gej”, które szybko zostało spopularyzowane, zastępując pozornie neutralnego i mającego konotacje medyczne „homoseksualistę” oraz pogardliwego „pedała”, stając się nie tylko określeniem i samookreśleniem pewnej grupy, ale także orężem w walce o emancypację mniejszości seksualnych w Polsce. To, czy ktoś używa słowa „gej”, jasno określa jego stosunek do praw mniejszości seksualnych. Takiego symbolicznego wydźwięku nie ma słowo „lesbijka”. Homoseksualne kobiety spotykają się z mniejszą niechęcią, ale też ich obecność w przestrzeni publicznej i świadomości społecznej jest mniej wyraźna. W wypadku lesbijek realnym problemem jest istnienie par lesbijskich wychowujących dzieci i pozbawionych możliwości legalizacji swojej sytuacji.
Dość długo oddolna działalność gejów i lesbijek miała niewielkie odzwierciedlenie w dyskursie politycznym. Prawdę o stosunku do mniejszości seksualnych pokazały reakcje na takie wydarzenia jak wystawa fotografii „Niech nas zobaczą”, czy Parady Równości. Pierwsze warszawskie Parady Równości przechodziły niezauważone, z czasem zaczęto utrudniać ich organizację, a w 2004 roku Parada została zakazana przez ówczesnego prezydenta miasta Lecha Kaczyńskiego. Rok później spacyfikowana została demonstracja w Poznaniu. Wcześniej z licznymi atakami spotkała się wystawa „Niech nas zobaczą”, na której pokazano zdjęcia przedstawiające jednopłciowe pary, konwencjonalnie wyglądające i nieposuwające się dalej niż trzymanie się za ręce. Te wydarzenia wraz z senackim projektem ustawy o związkach partnerskich sprawiły, że homoseksualizm stał się kwestią polityczną, dyskutowaną zarówno przez polityków, jak media. Jednocześnie odpowiedzią na próby emancypacji i upolitycznienia kwestii mniejszości seksualnych stało się narastanie homofobii w życiu publicznym. Towarzyszy temu odmowa uznania realności tego zjawiska. Gdy Parlament Europejski przyjął rezolucję„w sprawie nasilenia przemocy powodowanej rasizmem i homofobią w Europie”, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej stwierdził w swojej uchwale z 23 czerwca 2006: „Utożsamiając się z judeochrześcijańskim dziedzictwem moralnym Europy,nie możemy aprobować wprowadzenia do dokumentów Unii Europejskiej pojęć w rodzaju «homofobia»”.
Występujący w obronie mniejszości polscy „liberałowie”, skupiając się na formalnym prawie do demonstrowania rozmaitych poglądów — nawet niesłusznych — w istocie stawiają znak równości między gejem a homofobem. Hasło „Gej jest OK!” staje się równoważne ze skandowaniem „Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”. Głosy środowisk LGTB oraz liberalnej lewicy domagające się zwalczania homofobii oraz dyskryminacji czy prawa do związków partnerskich pozostają na marginesie.
W tej sytuacji geje i lesbijki wybierają rynek, licząc raczej na to, że kupią wolność za pieniądze, niż że dostaną ją od państwa. Cała infrastruktura LGBT, obejmująca kluby, strony internetowe, pornograficzne pisma gejowskie, ale także literaturę, pojawiła się i przetrwała dzięki typowym rynkowym mechanizmom i „różowym pieniądzom”. Dotyczy to także obecności tematyki gejowsko-lesbijskiej w głównym nurcie kultury masowej. Pojawiają się filmy, reklamy, teledyski z wątkami gejowskimi — chociaż rzadko są one rodzimej produkcji. Można też mówić o tworzącej się przy pomocy mechanizmów rynkowych specyficznej tożsamości gejowskiej, której głównymi cechami są młodość, atrakcyjność, bogactwo.
Obok siebie funkcjonują dwa światy. W jednym na ekrany wchodzą kolejne gejowskie filmy, plotkarska prasa donosi o gwiazdach filmowych, które zawierają związki jednopłciowe. Drugi to wspierany przez polityków polski konserwatyzm. W nim homoseksualizm jest chorobą lub zboczeniem, które szkodzi narodowi, rodzinie, prowadzi do demoralizacji młodzieży. W szkołach nie ma mowy o jakiejkolwiek edukacji w tym względzie. Kompas, unijny podręcznik dla nauczycieli propagujący prawa człowieka, w tym mniejszości, został zakazany. Pojawiają się nawet sprzeczne z prawem postulaty niedopuszczania gejów do zawodu nauczyciela.
Do Polski nie docierają kwestie dyskutowane w innych krajach i wykraczające poza emancypację gejów i lesbijek,a związane np. z ułatwieniami przy zmianie płci. W Polsce wciąż jest to operacja, którą w całości musi opłacić osoba transseksualna, choć całość leczenia i jego kolejne etapy są czasochłonne, bolesne i bardzo kosztowne. Nie tylko mentalność, ale też polskie prawo w kwestii LGBT staje się coraz bardziej anachroniczne. Wśród krajów starej piętnastki Unii Europejskiej jedynie Włochy, Irlandia i Grecja nie zalegalizowały żadnej formy związków partnerskich. W dwóch pierwszych toczy się właśnie dyskusja na ten temat.