WOLNOŚĆ I LIBERALNA DEMOKRACJA
WSTĘP
„Demokracja liberalna” oraz „wolność” to pojęcia, które politycy i publicyści, właściwie każdej opcji, odmieniają przez wszystkie przypadki przy każdej nadarzającej się okazji. Nie da się bez nich opisać naszej epoki, ale jednocześnie bardzo trudno jest przypisać im jednoznaczny sens. Po upadku komunizmu demokrację liberalną najczęściej interpretowano jako model ustrojowy państw Zachodu, w którym najwyższymi wartościami są prawa indywidualne jednostki i swoboda politycznego wyboru rządów przez społeczeństwa. Jednocześnie liberalne demokracje miały gwarantować swobodę działania wolnego rynku, a przez to najskuteczniej przyczyniać się do gospodarczego rozwoju i wzrostu materialnego dobrobytu, zarazem poszerzając zakres ludzkiej wolności.
Triada: wolne wybory — prawa czowieka — wolny rynek miała stać się modelem uniwersalnym, który najlepiej zaspokaja potrzeby wszystkich ludzi, a w obliczu upadku projektu komunistycznego — ostateczną i docelową formą istnienia wszystkich państw świata.
Doświadczenia lat 90. i początku XXI wieku (dramatyczny wzrost społecznych nierówności oraz konflikty o podłożu kulturowym) pokazały jednak, że taki projekt demokracji liberalnej jest utopijny i nieskuteczny. Nie realizuje swoich własnych ideałów.
Możliwa jest jednak inna — lewicowa — wizja demokracji liberalnej i gwarantowanej przez nią wolności, wizja, która może dużo skuteczniej przyczynić się do spełnienia jej postulatów. Nie chodzi bynajmniej o żadną utopię, ale o projekt bardziej egalitarny i bardziej emancypacyjny niż to, co zaproponowali światu neoliberałowie i konserwatyści. Niewątpliwie w dzisiejszym świecie najbliższe duchowi lewicy są te rozwiązania liberalno-demokratyczne, które za swój model przyjęły państwa skandynawskie.
Demokracja liberalna, jaką budowano w Polsce po 1989 roku, w ogromnym stopniu opierała się na założeniach neoliberalnych. Demokrację rozumiano przede wszystkim jako system procedur wyborczych i innych prawno-instytucjonalnych gwarancji politycznego pluralizmu. Niekwestionowanym dogmatem stał się maksymalnie wolny rynek, tzn. rynek działający jedynie na zasadzie mechanizmu „niewidzialnej ręki”, jako jedyna możliwa droga przezwyciężenia gospodarczego niedorozwoju kraju. Tradycję liberalną całkowicie zbanalizowano, utożsamiając ją z pochwałą wolnego rynku, a ekonomiści tacy jak Friedrich von Hayek czy Milton Friedman — jak często podkreśla prof. Andrzej Walicki — uchodzili w debacie publicznej za jedynych „prawdziwych liberałów”. W sferze światopoglądowej, zarówno w polityce państwa, jak i w przekazie głównego nurtu mediów, obowiązywał swego rodzaju kompromis pomiędzy wartościami liberalnymi (pojmowanymi jako wolność od ingerencji państwa) a „polską specydfiką” oznaczającą po prostu duże wpływy Kościoła katolickiego i nurtów narodowo-konserwatywnych. Owe reguły respektowały praktycznie wszystkie główne siły polityczne — tym samym z autentycznej (tj. polegającej na sporze różnych stron) debaty publicznej wykluczono faktycznie tak kluczowe obszary jak wybór modelu rozwoju gospodarczego, kształt relacji państwa i Kościoła (np. kwestię nauczania religii w szkołach), kształt ustawy dotyczącej przerywania ciąży (ustawy określanej jako „społeczny kompromis”) czy możliwość zawierania związków homoseksualnych. Projekt budowy tzw. IV Rzeczypospolitej zakłada bądź utrzymanie tego stanu rzeczy, bądź też wprowadzenie rozwiązań o jeszcze bardziej konserwatywnym charakterze. Wszystko to w istotny sposób narusza wartości demokratyczno-liberalne, tak jak rozumie je lewica.
Należy zatem określić, jaki projekt demokracji liberalnej lewica uważa za właściwy dla urzeczywistnienia ideałów wolności i równości.
Demokracja nie oznacza jedynie demokratycznych procedur wyboru władzy państwowej i prawa do swobodnego zrzeszania. Zdaniem lewicy, „władza ludu” przede wszystkim oznaczać powinna prawo do szerokiego określania granic działalności państwa oraz wyboru sfer, w których przejawiać ono będzie swą aktywność. Kwestie istotne dla życia każdego obywatela, jak np. skala ingerencji państwa w działalność mechanizmów rynkowych czy kształt instytucji małżeństwa, nie mają charakteru technicznego, ale polityczny. Oznacza to, że nie podlegają jedynie kryteriom „obiektywnej wiedzy naukowej” (przez co kluczowe decyzje podejmują anonimowi eksperci), ani tym bardziej „zdrowego rozsądku” (reprezentowanego oczywiście przez najsilniejszy nurt publicznej debaty), ale wymagają publicznej dyskusji o uwarunkowaniach i konsekwencjach społecznych podjęcia (bądź nie) określonych działań. Państwo nie jest złem koniecznym, państwo jest emanacją wspólnoty obywateli. Szeroki udział społeczeństwa w publicznej debacie i jego znaczący wpływ na politykę państwa wymagają oczywiście stworzenia warunków dla takiej debaty. Oczywistym wymogiem swobodnej dyskusji publicznej są instytucjonalno-prawne gwarancje wolności wypowiedzi, nie tylko w sferze czysto politycznej, ale także np. artystycznej. Jedyne ich ograniczenie dotyczyć powinno treści sprzecznych z fundamentalnymi zasadami samej demokracji liberalnej, tj. treści nawołujących do przemocy i nienawiści wobec osób i grup etnicznych, religijnych, światopoglądowych, a także mniejszości seksualnych. Innymi słowy, z demokratycznej debaty wykluczyć można jedynie głosy wzywające do otwartej dyskryminacji innych ze względu na ich arbitralne (czyli niepochodzące z ich wyboru) cechy. Wbrew neoliberalnemu przekonaniu, gwarancje prawne swobody wypowiedzi nie są jednak jedynymi koniecznymi. Faktyczny pluralizm i szerokie spektrum głoszonych poglądów wymagają licznych, powszechnie dostępnych kanałów komunikacji publicznej, jak np. niezależna prasa różnych orientacji. Ich wartość dla budowy prawdziwie demokratycznego społeczeństwa jest na tyle istotna, iż wolny rynek nie może stanowić jedynego mechanizmu regulującego sferę mediów — stąd konieczność wspierania przez państwo licznych niezależnych inicjatyw, a także funkcjonowania silnych mediów publicznych. Z drugiej strony, aktywne uczestnictwo w życiu publicznym kraju wymaga rozwiniętej (zwłaszcza poprzez szkolnictwo publiczne) edukacji obywatelskiej, która stałaby się kanałem powszechnego dostępu do wiedzy, ale także przekaźnikiem wartości fundamentalnych dla państwa liberalno-demokratycznego, takich jak refleksyjny krytycyzm wobec zastanego świata, otwartość na inność, tolerancja, społeczna solidarność względem osób i grup marginalizowanych i wykluczanych, a także rozdział instytucji państwowych i wyznaniowych.
System demokratyczny, w którym społeczeństwo w szerokim zakresie decyduje o tym, w jakie sfery państwo ingeruje, wymaga daleko posuniętej ochrony wolności jednostek. Lewica stoi, podobnie jak część liberałów, na stanowisku, że jedynym ograniczeniem ludzkiej wolności powinna być wolność drugiego człowieka. Warto jednak zaznaczyć, że wolność lewica pojmuje nie tylko jako brak zewnętrznego przymusu, ale także jako faktyczną możliwość samorealizacji jednostek, niezależnie od tego, czy życiowe dążenia danej osoby odpowiadają wyobrażeniom większości społeczeństwa, czy też mają charakter mniejszościowy. Po pierwsze zatem, państwo demokratyczne nie może przymusowo narzucać swoim obywatelom danego modelu życia, nawet jeśli byłby reprezentowany przez większość społeczeństwa. Przekonanie większości, że jakiś sposób życia jest „normalny”, czy „naturalny”, nie może być podstawą do jakiejkolwiek dyskryminacji jednostek i grup niepodzielających takiego przekonania. Prezentowanie takiej a nie innej postawy przez znaczną część społeczeństwa (np. przywiązanie do wartości danego systemu religijnego) nie daje żadnej podstawy do przymusowego wdrażania owych postaw środkami przymusu państwowego. Jest to jednak równoznaczne nie tylko z „wolnością negatywną” (tzn. brakiem zakazu danego postępowania). Niektóre wybory życiowe ludzi wymagają bowiem czynnego zaangażowania instytucji państwowych, jak dzieje się np. w przypadku małżeństwa. Umożliwienie swobodnego wyboru modelu życia wymaga tu stworzenia konkretnej instytucji bądź modyfikacji już istniejącej. Państwo powinno też aktywnie zwalczać zastane formy dyskryminacji rozmaitych grup. Funkcję taką pełnią np. parytety zatrudnienia osób obu płci, które likwidować mają konsekwencje dyskryminacji kulturowej, występującej z powodów historycznych pomimo formalnego równouprawnienia.
Przez wartości liberalne lewica rozumie przede wszystkim egalitaryzm. Wolność jest wartością tak cenną, że nalezy równo ją podzielić, a równość nie może mieć charakteru wyłącznie formalnego (równość wobec prawa). Z wolności oraz swobód demokratycznych obywatel jest w stanie korzystać, jedynie gdy zapewnione ma odpowiednie minimum materialne. W przeciwnym razie wartości te pozostają formalno-prawną fikcją i zaczynają przypominać wyścig zająca z żółwiem, w którym co prawda teoretycznie i jeden, i drugi mają szansę odnieść sukces, ale z góry wiadomo, kto ten wyścig wygra. O zapewnienie tych możliwości powinno dbać demokratyczne państwo.
Bliskie lewicy ideały sprawiedliwości społecznej zakładają, że państwo dąży do wyrównywania szans rozwojowych grup i jednostek oraz do likwidowania obszarów wykluczenia społecznego z powodów ekonomicznych. Sprawiedliwość społeczna wymaga zatem częściowego ograniczenia wolności grup zamożniejszych (np. poprzez progresywne opodatkowanie dochodów) na rzecz redystrybucji, która sprzyja realizacji wolności grup uboższych. Redystrybucja dochodów jest logiczną konsekwencją zasady równości jednostek co do zakresu ich wolności pozytywnej, a więc zakresu możliwości wyboru dróg życiowych. Przykładem tego może być problem dostępu do edukacji o określonym profilu, ale także np. dostęp do leczenia — samo formalne równouprawnienie w dostępie nie uwzględnia konieczności pokrycia określonych kosztów przez jednostkę. Formalne równouprawnienie, które nie bierze pod uwagę społecznych uwarunkowań jednostki, często prowadzi do drastycznych nierówności. Przykładem tego może być restrykcyjna ustawa antyaborcyjna, która „wszystkim po równo” utrudniając przeprowadzenie zabiegu, faktycznie faworyzuje kobiety zamożne, dając możliwość „kupienia sobie wolności” dzięki dostępności aborcji na czarnym rynku.
Choć lewica wyraźnie podkreśla znaczenie równego rozdziału „wolności pozytywnej” jako dostępu do swobodnie wybranych dróg życiowych, nie oznacza to, iż lekceważy formalno-prawne, typowo „negatywne” gwarancje autonomii jednostki. Klasycznie liberalne zasady podziału władz, a zwłaszcza niezawisłość sądownictwa (ze szczególnym naciskiem na autonomię Trybunału Konstytucyjnego) stanowią warunek sine qua non wolności jednostek i grup.
Do fundamentalnych podstaw ustroju liberalno-demokratycznego należą również przepisy konstytucyjne gwarantujące ochronę wolności grup i jednostek, wraz z regulacjami prawa europejskiego. Dotyczy to nie tylko ratyfikowanych przez Polskę konwencji Rady Europy. Lewica powinna dążyć do takich zmian w prawie wspólnotowym Unii Europejskiej, które uczyniłyby wiążącymi dla wszystkich krajów członkowskich także te jego dyrektywy, które regulują kwestie walki z dyskryminacją. W dzisiejszej epoce anachronizmem jest bowiem sytuacja, w której państwo członkowskie UE, zasłaniając się „narodową specyfiką” i suwerennym statusem, narusza podstawowe prawa człowieka stanowiące fundament europejskiej cywilizacji.