Krytyki Politycznej Przewodnik Lewicy — Idee, Daty i Fakty, Pytania i Odpowiedzi

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna

BARDZO PROSIMY O DRUKOWANIE DWUSTRONNE! :)

EUROPA I UNIA EUROPEJSKA

WSTĘP

Od początku III RP słowo „Europa” stanowi podstawowe pojęcie polskiego słownika politycznego. Do Europy „należymy od zawsze”, bądź „powracamy do niej po latach niewoli”,broniąc naszych ideałów odwołujemy się do „europejskich wartości”, bądź też ostrzegamy przed „europejskim nihilizmem moralnym”. Przez ostatnich kilkanaście lat Europa stanowiła podstawowy punkt odniesienia w debacie publicznej, prezentowana jako upragniony cel każdego oświeconego Polaka, bądź też źródło wszelkiego zła i czyhające na naszą ziemię, katolicko-narodowe wartości i tradycyjny kształt rodziny mroczne widmo. W latach 90. ukształtował się w głównym nurcie debaty publicznej swoisty konsensus, w którym najważniejsze siły polityczne oraz najbardziej wpływowe środowiska intelektualne, niejako „ponad podziałami”, zgadzały się na „proeuropejski” kurs polityki państwa. Integracja z Unią Europejską stała się fundamentalnym celem, nieomal pryncypium ideologicznym III Rzeczypospolitej. Z głównego nurtu dyskusji wykluczono przeciwników integracji, kreśląc podział na (dominujących) „oświeconych Europejczyków”, oraz antyeuropejski, tradycjonalistyczny ciemnogród. Takie — skuteczne — zdefiniowanie sporu zmuszało wszystkie kolejne rządy do prowadzenia polityki prointegracyjnej i doprowadziło ostatecznie do akcesji do Unii Europejskiej. W momencie, kiedy wstąpienie Polski do Unii Europejskiej stało się przesądzone, objawiły się jednak mankamenty takiej debaty wokół przyszłości Polski w Europie. Dyskutowano o tym, czy jest się „za”, czy „przeciw” Europie, nie precyzując, co te postawy oznaczają, nie podejmowano poważnego sporu o kształt samej Europy i Unii Europejskiej, a jedynie o to, ile procent dopłat unijnych i od kiedy otrzymają polscy rolnicy. Sejmowe przemówienie Jana Rokity z września 2003 roku i pozytywna reakcja na jego słynne zawołanie „Nicea albo śmierć!” wszystkich głównych opcji politycznych ukazały dobitnie konserwatywny charakter rzekomo „proeuropejskiego konsensusu”. Partie polityczne oraz wielu intelektualistów — znowu „ponad podziałami” — opowiedziało się zgodnie za utrzymaniem przez Unię Europejską sposobu głosowania, który dawał Polsce duże możliwości blokowania postępów integracji w imię zagrożonego „polskiego interesu narodowego”. Frazeologię tę zaakceptowali nie tylko konserwatyści, ale w zasadzie cała ówczesna scena polityczna. Odpowiedzią na taką sytuację był powstały z inicjatywy „Krytyki Politycznej” „List otwarty do europejskiej opinii publicznej” podpisany przez kilkaset wybitnych postaci polskiego życia intelektualnego. Zawierał on postulaty przełamania pozornej „zgody narodowej” wokół celów integracyjnych i dopuszczenia do dyskusji głosów daleko bardziej „proeuropejskich”, niż było to dotychczas przyjęte.

Jakiej zatem Europy, jakiej Unii Europejskiej i wreszcie — jakiego miejsca Polski w europejskiej rodzinie życzyłaby sobie lewica? Niezwykle problematyczna jest już sama definicja Europy. Z punktu widzenia potrzeb politycznych i aksjologicznych określanie Europy w kategoriach przestrzeni geograficznej nie ma większego sensu. Wydaje się również, że próba historycznego nakreślenia specyfiki Europy nie przyniesie nam odpowiedzi na najważniejsze — z lewicowej perspektywy — pytania. Definiowanie Europy jako cywilizacji chrześcijańskiej ukonstytuowanej jako idea w opozycji do świata islamskiego (jak czynią niektórzy konserwatyści, za początek Europy uznając zwycięstwo Karola Młota pod Poitiers nad Saracenami w 732 r.) oznaczałoby, że swą tożsamość budujemy na istnieniu wspólnego wroga — świata muzułmańskiego. W żadnym razie nie przystaje to do lewicowego punktu widzenia, zważywszy, że ów rzekomy „wróg” to dziś często nasz bezpośredni sąsiad. Inna możliwość — rozumienie Europy jako kontynuatorki spuścizny grecko-rzymskiej — także nie wystarcza. Nie uwzględnia bowiem kulturowo-cywilizacyjnego wkładu grup i narodów żyjących na wschód i północ od Łaby i Dunaju, a ich europeizację utożsamia z prostym dostosowaniem się do wzorców wypracowanych na helleńsko-łacińskim Zachodzie. Problematyczne byłoby także identyfikowanie Europy tylko ze spuścizną Oświecenia. Europa jako twór XVIII-wiecznego racjonalizmu wydaje się ideą kuszącą — nie wolno jednak zapominać o dwuznaczności spuścizny Oświecenia: narzędzia postępu i emancypacji jednostki, ale także źródła fałszywego przekonania o kulturowej wyższości naszego kontynentu, które to przekonanie kazało naszym przodkom „cywilizować” i kolonizować rzekomo „niższe” plemiona czy narody. Wobec tych wszystkich ograniczeń i wad uzasadnień historycznych musimy — definiując Europę w duchu lewicowym — podkreślić te wątki myślenia „europejskiego”, które uznajemy za słuszne i pożyteczne dla budowy lewicowego projektu Europy, w tym szczególnie wątki współczesne, żywo obecne w ludzkiej świadomości.

Wizje Europy bliskie duchowi lewicy szczególnie mocno doszły do głosu po II wojnie światowej. Wcześniej dominowało postrzeganie Europy jako przestrzeni starcia narodów, areny walki wrogich nacjonalizmów. Doprowadziło to najpierw do hekatomby I wojny światowej, a potem, m.in. na skutek nierozwiązania kluczowych — społeczno-ekonomicznych problemów — do powstania nazistowskiego totalitaryzmu. Dopiero po 1945 roku naprawdę poważnie potraktowano ideę przezwyciężenia narodowych partykularyzmów w imię pokoju i dobrobytu szerszej wspólnoty.

Drugim, zdaniem lewicy, koniecznym komponentem „europejskości” jest polityczna demokracja nierozerwalnie złączona z prymatem uniwersalnych praw człowieka — warunkiem uczestnictwa w europejskiej rodzinie musi być przestrzeganie przez wszystkich jej członków reguł demokracji parlamentarnych, gwarantujących poszanowanie praw jednostek oraz grup mniejszościowych. Pochodną tych zasad jest reguła tolerancji i poszanowania różnorodności — bynajmniej nie tylko odrębności wspólnot narodowych, ale także zróżnicowania wewnątrz nich. Wiąże się to z ochroną przed dyskryminacją reprezentantów rozmaitych tożsamości etnicznych, narodowych, religijnych, seksualnych czy światopoglądowych i zagwarantowaniem im prawa do swobodnego rozwoju. Jedynym ograniczeniem ich autonomii mogą być nadrzędne prawa człowieka bądź zwierząt — dlatego np. lewica sprzeciwia się praktykom obrzezania dziewczynek w niektórych ortodoksyjnych wspólnotach muzułmańskich czy niektórym rytuałom religijnym związanym z okrutnym traktowaniem zwierząt.

Po trzecie, modelem gospodarczym pożądanym przez lewicę jest społeczna gospodarka rynkowa, zapoczątkowana wprawdzie w Stanach Zjednoczonych, ale na stałe wprowadzona właśnie do Europy po II wojnie światowej. Budowę państwa opiekuńczego w państwach Europy Zachodniej i Skandynawii lewica postrzega jako jeden z największych sukcesów polityczno-społecznych w historii ludzkości. Postulatem lewicowym w dobie globalizacji nie ma być demontaż tzw. welfare state, ale stopniowe przenoszenie zarządzania europejskim modelem socjalnym — przy odpowiednich jego modyfikacjach — na poziom ogólnoeuropejski. Integracja rynków europejskich nie ma być zatem celem samym w sobie, ale jednym z instrumentów budowy europejskiego systemu socjalnego. Z tego też powodu lewica sprzeciwia się np. wprowadzeniu tzw. dyrektywy Bolkesteina, liberalizującej europejski rynek usług, gdyż mogłaby ona doprowadzić do obniżenia standardów warunków pracy i wynagrodzenia w państwach o lepiej rozwiniętych systemach zabezpieczenia społecznego i przyniosłaby tzw. dumping socjalny, a więc „równanie w dół” poziomu uprawnień pracowniczych w celu zredukowania kosztów pracy.

Po czwarte, za szczególnie ważną „wartość europejską” lewica uważa preferencje na rzecz tzw. soft power międzynarodowej. Oznacza to rozwiązywanie konfliktów drogą dyplomatyczną, a nie militarną, poszanowanie i negocjowanie reguł prawnomiędzynarodowych zamiast jednostronnych działań siłowych, budowanie porządku międzynarodowego, w którym podmiotowość nie zależy wyłącznie od posiadanych środków nacisku politycznego i gospodarczego, wielobiegunowość zamiast hegemonii — te postulaty mają być wyznacznikami zaangażowania Europy w świecie. Promowanie w świecie powyższych wartości wymaga działania jednolitego, silnego podmiotu, jakim niewątpliwie może stać się Unia Europejska, pod warunkiem, że działać będzie na zasadach wspólnej polityki zagranicznej, w której państwa-członkowie UE wypracują wspólne stanowiska w poszczególnych kwestiach. Wspomniana wyżej soft power okazuje się najskuteczniejsza, gdy antagonizmy łagodzi się bądź likwiduje (a nie pacyfikuje przemocą!) poprzez wciąganie do współpracy — dotyczy to nie tylko konfliktów międzynarodowych, ale także np. naruszeń praw człowieka w polityce wewnętrznej. Dobrą tego ilustracją może być Turcja, w której względny postęp w zakresie ochrony praw człowieka był de facto wyłącznie konsekwencją nacisków UE i tureckich dążeń do zacieśnienia współpracy.

Jakie konkretne wyzwania stoją przed Unią Europejską w kontekście powyższych wyznaczników postulowanej „europejskości”?

Niewątpliwy kryzys zaufania obywateli do Unii, jaki ujawniły przegrane referenda w sprawie ratyfikacji Traktatu Konstytucyjnego dla Europy (w Holandii i Francji), w dużej mierze jest wynikiem dotychczasowego, „elitarnego” sposobu pogłębiania integracji. W świadomości wielu ludzi Unia Europejska to projekt wąskich elit, rozwijający się całkowicie poza kontrolą wyborców — a jednocześnie jego skutki dla przeciętnego człowieka są coraz bardziej odczuwalne, choćby poprzez zmiany na rynku pracy wynikające z uwolnienia przepływu siły roboczej. Wybitni intelektualiści Jacques Derrida i Jurgen Habermas wskazali w swym manifeście Po wojnie: odrodzenie Europy, że m.in. w obliczu amerykańskiej inwazji na Irak w Europie narodziło się nowe zjawisko — europejska opinia publiczna, która sama siebie postrzega w kategoriach jednej wspólnoty. Te trzy elementy: wyobcowanie elit politycznych, bezpośredni wpływ integracji na życie jednostek oraz poczucie wspólnoty Europejczyków, wskazują, iż konieczna jest radykalna demokratyzacja procesów integracyjnych. Zdaniem lewicy, samo lepsze informowanie bywateli (pod czym podpisują się wszystkie siły polityczne) bsolutnie nie wystarczy. Demokratyzacja powinna polegać .in. na stopniowym redukowaniu pośrednictwa rządów państw narodowych przy podejmowaniu decyzji przez obywateli — a to dzięki radykalnemu wzmocnieniu roli Parlamentu Europejskiego. Oprócz zwiększenia jego roli w procesie legislacyjnym, zmianie powinna ulegać także formuła wyborów do niego — w dalekiej perspektywie oznaczająca zasadę 1 obywatel Europy — 1 głos, tzn., że obywatele głosowaliby na kandydatów z całej Europy, bez przydziału liczby mandatów na państwa narodowe. Mocy wiążącej (z prawem sankcji) powinny docelowo nabrać także postanowienia Parlamentu Europejskiego w sferach dotyczących przestrzegania praw człowieka, tak aby realizacja fundamentalnych europejskich wartości nie napotykała przeszkód w postaci argumentu o wewnętrznej suwerenności państw członkowskich — szczególnie gdy argument suwerenności służy kontynuowaniu dyskryminacji zagrożonych jednostek bądź grup. Budowa silnych, ponadnarodowych struktur politycznych wymaga oczywiście szeroko zakrojonej, europejskiej edukacji obywatelskiej — nie chodzi tu o działania w rodzaju polskiej kampanii przedreferendalnej, ale o kompleksowy program edukacyjny. Wiąże się to z koniecznością tworzenia — w ramach niektórych przynajmniej przedmiotów — europejskich programów nauczania, a zatem przeniesienia części polityk edukacyjnych do sfery kompetencji wspólnotowych. Byłby to rzecz jasna proces stopniowy — ale np. projekt wspólnego europejskiego podręcznika do historii byłby dobrym pierwszym krokiem.

Demokratyzacja to nie jedyny powód, dla którego Europa powinna podążać w stronę federalizmu i uwspólnotowienia możliwie wielu polityk. Odpowiedź na wyzwania globalizacji, a szczególnie globalizację przepływów gospodarczych — kapitału i siły roboczej, musi mieć wymiar z jednej strony demokratyczny (tzn. podlegający społecznej kontroli), a z drugiej — ponadlokalny. Tym samym budowa Unii Europejskiej jako silnego podmiotu na globalnej arenie zdaje się koniecznością. Siła podmiotu ma oznaczać przede wszystkim zdolność wpływu na globalne procesy, zwłaszcza gospodarcze, a także na światową politykę — głównie środkami gospodarczymi. Działania na rzecz praw człowieka upowszechniania dobrobytu na świecie muszą być ze sobą ściśle powiązane. Z racji swej pozycji, ale także historycznego obciążenia tradycjami kolonializmu, Unia Europejska — występując jako jeden podmiot — zobowiązana jest współpracować na zasadach preferencji słabszego z mniej zamożnymi państwami świata. W odniesieniu do bezpośrednich sąsiadów należy stosować politykę „przyciągania”, w dłuższej perspektywie otwierając możliwość integracji, warte rozważenia jest objęcie jej zasięgiem, oprócz Bałkanów i Europy Środkowo-Wschodniej, także krajów Afryki Północnej. W ostatnim 15-leciu oferta „współpraca i pomoc w zamian za dostosowanie do europejskich standardów” przyniosła wymierne efekty modernizacyjne w przypadku państw Europy Środkowej, nieco mniej efektowne, aczkolwiek znaczące, w przypadku Turcji. Twarde egzekwowanie przestrzegania praw człowieka, traktowanych jako istotniejsze nawet od kształtu prowadzonej polityki gospodarczej, musi pozostać fundamentalną zasadą polityki UE wobec współpracujących z nią państw.

Polityka zewnętrzna UE nastawiona na promowanie w świecie (rozumianych lewicowo) europejskich wartości pozostaje w ścisłym związku z niektórymi aspektami polityki wewnętrznej, z dwoma w szczególności: Wspólną Polityką Rolną oraz polityką względem imigrantów. Wydobycie państw tzw. Południa z gospodarczej zapaści, a ich społeczeństw z przerażającej nieraz nędzy nie jest możliwe przy obecnych rozwiązaniach dotyczących subsydiowania żywności w Europie. Reforma Wspólnej Polityki Rolnej powinna doprowadzić do wyraźnej preferencji gospodarstw o niewielkich rozmiarach, stosujących ekologiczne technologie produkcji rolnej — główną konkurencję dla produktów biednych państw Południa stanowi bowiem żywność gospodarstw wielkotowarowych. Środki zaoszczędzone na subsydiach dla wielkich gospodarstw warto przeznaczyć na programy rozwojowe biedniejszych regionów UE, także tych, które zaprzestaną produkcji rolnej bądź przejdą na tryb produkcji drobnej — ekologicznej, ale bardziej kapitałochłonnej i generującej relatywnie mniejszy zysk. Takie reformy muszą stać się częścią kompleksowej polityki wobec zewnętrza Unii — mogą bardzo pomóc uczynieniu wielu krajów Południa „zdatnymi do życia”, dającymi możliwość utrzymania ich mieszkańcom. Potężna fala imigracji do Europy obywateli Południa nie stanowi bowiem żadnej „inwazji cywilizacyjnej” (np. świata muzułmańskiego), jak przedstawiają to konserwatyści, ale jest skutkiem poszukiwania miejsca do godnego życia. Niekontrolowanego napływu mas ubogich, często niewykształconych i skrajnie odmiennych kulturowo mieszkańców Afryki czy Azji nie da się powstrzymać poprzez uczynienie z Europy twierdzy otoczonej zasiekami i łodziami straży wybrzeża. Poza tym sama Europa potrzebuje napływu imigrantów z przyczyn demograficznych.

Powyższe postulaty dotyczące kształtu Europy zarysowują pewien projekt. Jest on obecnie daleki od realizacji, a można wręcz dostrzec wiele tendencji fundamentalnie z nim sprzecznych, takich jak demontaż państwa opiekuńczego, nawoływanie do „obrony suwerenności” państw narodowych czy projekty masowych deportacji imigrantów. Wydaje się jednak, że tego typu propozycje stanowią raczej kapitulację wobec rzekomej „konieczności historycznej” stanowią efekt politycznej hegemonii beneficjentów neoliberalnych przemian. Świat — wbrew tezom pesymistów — potrzebuje Europy, ale Europy, która spróbuje zbudować lepszy świat u siebie i pomoże światu na zewnątrz.